25 marca 2015

Jak sobie radzisz? Dobrze.


Kiedy urodziła się Młoda miałam 22 lata i byłam na 3 roku studiów, napisałam z Młodą 2 prace inżynierską i magisterską i skończyłam je (nie należały do najłatwiejszych ale też bez tragedii, to nie medycyna czy prawo :)). Potem poszukałam jakąkolwiek pracę, Młoda poszła do żłobka, znalazłam lepszą pracę, żyliśmy sobie we trójkę, a później zaszłam znów w ciążę i urodził się Młody. W tym czasie kupiliśmy mieszkanie bo chcieliśmy mieć swoje własne miejsce.
Ale tak naprawdę jesteśmy szczęśliwi bo mamy siebie.
Ale nie zawsze było kolorowo, były cięższe momenty. Jednak zawsze było wyjście z sytuacji, zawsze jakoś dało się zrobić żeby było lepiej.
Nigdy nie narzekam na to co mam, ale też nie uważam że mam jakoś bardzo dużo. Po prostu doceniam to co mam i staram się żyć tak, żeby nie omijała mnie żadna chwila i realizować swoje pragnienia. Nie chcę żeby moje życie było takie puste jak kiedyś: szkoła, praca, dom, czasem impreza i tak w kółko.
Radzę sobie jak mogę i chyba mi to wychodzi tak jak bym chciała. Nie jestem mega bogata, nie mam dużego domu, nie jeżdżę na wakacje na Wyspy Kanaryjskie ale moje życie wygląda tak jak zawsze chciałam. No może niektóre rzeczy bym poprawiła ;) ale nie narzekam na swój los. Wierzę w to, że jak czegoś bardzo chcemy to możemy to dostać, bo ja już kilka razy dostałam. Nie jest to proste, bo trzeba mieć dużą wiarę że się uda.
Piszę to wszystko bo niektórzy mówią mi: podziwiam cię jak ty sobie radzisz, sama z dwójką dzieci (no i mężem), w pobliżu nie ma żadnej babci do pomocy (straszna tragedia, jak żyć?), masz studia (choć nie wiem na co mi one, mogę sobie tym papierem tyłek podetrzeć), masz pracę, masz swoje mieszkanie, nie prosisz nikogo o pomoc. Akurat nie proszę bo nie umiem prosić o pomoc, wszystko chcę zrobić sama, nawet jeśli jest to ponad moje możliwości.
Ale ja się cieszę że tak wybrałam. Że poradziliśmy sobie z K. i Młodą głównie sami, że nie uciekliśmy do rodziców. Nie wiem po co mielibyśmy to robić. Trochę pomagali, ale na odległość i tak było dobrze, resztę ogarnialiśmy sami. A teraz oni mówią: ojej, jak ty sobie dobrze radzisz, a co mam zrobić? Usiąść i się załamać, schować w kąt i już z niego nie wyjść? Na pytania jak sobie radzisz, odpowiadam że dobrze i ucinam temat, bo nie czuję potrzeby opowiadania o tym wszystkim. Radzę sobie bo muszę, tak jak każdy inny by zrobił na moim miejscu, tak żeby moje dzieci były szczęśliwe i miały to co chcą. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.
Życie.
:)
Foto K., obróbka ja :)

4 komentarze:

  1. Fajny post :) Bo trzeba doceniać to co się ma :) I iść do przodu! Bo ma się dla kogo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) no właśnie, najważniejsze to mieć dla kogo :)

      Usuń
  2. Czasem okoliczności zmuszają nas do poradzenia sobie - jedni się posypią, inni dadzą radę. Ja jestem fighterem, widzę że Ty też :-).

    OdpowiedzUsuń