Dziecko to nie tylko dziecko. To Mały Człowiek, który ma swoje własne uczucia, myśli, emocje, pragnienia, rzeczy i osoby które lubi bardziej lub mniej. Można mu pokazać nowe rzeczy, nauczyć odróżniać dobre od złych, które emocje są pozytywne a które negatywne, nauczyć pewnych zasad którymi się kierujemy, np. że nie bije się mamy po buzi, albo nie wyjada ziemi z kwiatków ;) pokazać świat takim jak my go widzimy. Ale nigdy nie można nakazać dziecku w jaki sposób ma żyć.
Czasem się zastanawiam, na ile my rodzice, pozwalamy naszym dzieciom być sobą i iść swoją drogą? Wiadomo, jeszcze bardzo niepewnie stąpa po tej drodze i w wielu przypadkach musimy trzymać je za rękę, ale nie ciągnąć na siłę w swoim kierunku. Tylko pomagać, żeby nie zostało samo na tej drodze. Być zawsze w zasięgu, kiedy ono nas zawoła, że potrzebuje.
Wydaje mi się, że niektórzy ludzie traktują swoje dzieci jak dodatek do siebie samego. Kupują ładne modne ubranka (nie to że źle, ja też kupuję często :)), kupują zabawki nie takie jakie wybiera sobie dziecko, tylko takie jakimi powinno się bawić, nie pozwalają na okazywanie uczuć po swojemu, bo nieładnie jest nie powiedzieć "dziękuję" kiedy się dostało cukierka, albo zachowywać się nieodpowiednio w odwiedzinach u znajomych. To tylko kilka przykładów, może chcemy żeby nasze dzieci miały takie dzieciństwo jakiego my nie mieliśmy? Albo powtarzamy świadomie, lub nieświadomie, to jak wychowywali nas nasi rodzice?
Wychowanie dziecka to najtrudniejsze i zarazem najpiękniejsze co mi się przytrafiło w życiu. Zawsze powtarzam, że trzeba znaleźć złoty środek, chociaż to tak strasznie trudne.
Bo z jednej strony, chcę pokazać moim dzieciom że mogą okazywać swoje emocje, zarówno dobre (np. radość) jak i złe (złość). Dzieci najczęściej okazują złość bijąc i krzycząc, bo inaczej nie potrafią, a chcę też przekazać dziecku, że nie bije się innych, że to prowadzi do agresji i są inne sposoby żeby wyrzucić z siebie złość. I co teraz? Ja pozwalam Młodej krzyczeć, sama czasem muszę krzyczeć jak jestem zła (niestety czasem też na nią i Młodego) żeby radzić sobie z moją złością. Ona nie bije, a kiedy była młodsza i biła, tłumaczyłam jej, że to mnie boli i że tak się nie robi, choć czasem miałam nieodpartą ochotę żeby jej oddać.
Ale nie tędy droga, bo nasze dzieci są w nas wpatrzone jak w obrazki. Jesteśmy dla wszystkim co znają i kochają na początku, a później wielkim wsparciem kiedy poznają świat. Kiedy ja będę bić, Młoda zrobi to samo. Ja nie od początku to wiedziałam, kiedy ona była niemowlakiem, to nie umiałam sobie tego wyobrazić jakim jestem dla niej przykładem. A teraz.. czasem patrzę na nią i widzę siebie, moje odbicie w lustrze ;) Nie tylko jeśli chodzi o dobre zachowania, o te złe niestety też. Nie jestem Aniołem i zdarzyło mi się kilka razy powiedzieć albo zrobić coś czego później żałowałam, a ona już to zapamiętała.
I tak, ja pozwalam moim dzieciom iść swoją dziecinną drogą, robić wiele rzeczy po swojemu i nie patrzę czy komuś się to podoba czy nie. Bo co ma za znaczenie, że babcia się obrazi, bo dziecko nie zjadło obiadu który ugotowała? Nie rozkażę dziecku: zjedz, a ono to zrobi. Nie wcisnę na siłę łyżki w buzię. Nie ubiorę tego pięknego sweterka, który tak mi się podoba albo który właśnie babcia kupiła na prezent i usilnie chce go na dziecko wcisnąć, ale dziecko akurat ma go w dupie :) Nie rozkażę dziecku żeby bawiło się teraz w pisanie literek albo czytało książkę, jak ono ma ochotę się bawić klockami. Inni ludzie wcale nie są ważni w porównaniu z tym jak ważne jest dziecko i jego potrzeby i zainteresowania.
Ja jestem obok kiedy moje dzieci mnie potrzebują, ale nie jestem na siłę non stop, 24 godziny na dobę. Czasem każdy może mieć dosyć, nawet dziecko najbardziej kochającej mamy albo taty. Ja mam czasem takie wrażenie, że nawet Młody półroczny ma mnie dość, wtedy wkładam go do łóżeczka albo daję zabawki i bawi się sam. Córek często się bawi sama, po pierwsze dlatego że lubi sobie wymyślać zabawy po swojemu w których ja często nie ogarniam o co chodzi ;) a po drugie dlatego, że mimo szczerych chęci czasem zwyczajnie mi się nie chce z nią bawić. Ona ma swój dzieciakowy świat, a ja mam swój świat i już to kiedyś tu pisałam, bardzo kocham być mamą, ale muszę mieć inne swoje sprawy, żeby nie zwariować. No ale nasze światy w bardzo dużej części się ze sobą stykają i bardzo dużo rzeczy robimy razem (z Młodym też) i prawie wszystko można zamienić w zabawę jeśli się ma wyobraźnię i jest się kreatywnym :) A dla Młodego kiedy był w brzuchu byłam calutkim światem jaki znał, a teraz też rośnie i rozwija się ale już nie jest częścią mnie.
Kiedyś nadejdzie czas w którym mama musi zrozumieć, że dziecko nie jest jej częścią. I mimo, że jest "tylko dzieckiem" to taki mały człowiek, bardzo dobrze wie czego potrzebuje. Możemy pokazać dziecku jak żyć, ale nie przeżyjemy za niego życia i nie zmusimy żeby było takie jakie tego chcemy. Więc można sobie w tyłek wsadzić wszelkie oczekiwania co do dziecka i pozwolić mu żyć po swojemu, oczywiście zawsze pomagając i będąc obok! Bo dziecko jeszcze długo długo będzie nas potrzebować do szczęścia :)
Zgadzam się w 100%!
OdpowiedzUsuńMoja mała jest tak uparta (jak jej tatuś), że czasami wychodzę z siebie ;) ale zadaniem rodzica jest rzeczywiście prowadzić przez życie, a nie żyć za dziecko :)
Choć jestem bardzo niecierpliwa, to Miśka daje mi porządna lekcję ;)
Pięknie to napisałaś!
OdpowiedzUsuń