20 listopada 2014

Parę słów o odżywianiu



Teraz, z perspektywy czasu dostrzegam wiele więcej rzeczy, których nie zauważałam kiedy byłam Mamą pierwszy raz. W tym konkretnym przypadku chodzi mi o żywienie dziecka - od samych początków rozszerzania diety po to co je dzisiaj.
Kiedyś czytałam artykuł o najczęściej popełnianych błędach żywieniowych przy rozszerzaniu diety. To TEN
Hity w diecie niemowlaka: soki z kartonu, parówki, zupy gotowane na kostkach rosołowych, pierogi ruskie, serki topione, ogórki konserwowe i frytki i półroczne dzieci które jadły kanapki z pasztetem z puszki czy tam słoika, piły herbatę z cukrem i jadły kasze na mleku krowim.
Najgorsze jest to, że kiedyś to było normalne i niektóre babcie dalej myślą że to dobre i zdrowe, i tak wmawiają swoim córkom, które wierząc matce że lepiej wie, rozszerzają dziecku dietę w taki sposób. "Bo Mietek i Zdzichu zawsze tak jedli, a teraz patrz, jakie postawne chłopy, widać że zdrowi!"
Tylko że zdrowie to nie wielki gruby brzuch i zadyszka przy wstawaniu z kanapy po żarcie do lodówki.
Ja nie jestem ekspertem od żywienia, ale nie przyszło by mi do głowy dać kilkumiesięcznemu dziecku takich syfów. To my kształtujemy nawyki żywieniowe dzieci, i tylko od nas zależy jak będzie jadło w przyszłości. Dziecko nie nauczone jeść słodyczy, nie rzuci się na nie nagle na urodzinach u kolegi, a nie nauczone jeść pizzę nie zacznie jej nagle zamawiać na potęgę, kiedy się wyprowadzi z domu. Nie, będzie jadło to co zawsze jadło w domu rodzinnym, i tak samo będzie gotować dla swoich dzieci.

Ja jestem idealnym przykładem jak nie karmić swojego dziecka.
Z dzieciństwa pamiętam głównie to, że nienawidziłam jeść. Kiedy mama wołała mnie na obiad, byłam bliska rozpaczy że muszę przerwać zabawę i znowu wmuszać w siebie jedzenie. Nie lubiłam jeść żadnych zup oprócz ogórkowej, a na drugie danie tylko kotlety z ziemniakami, pierogi i pizzę. Żadnych warzyw i owoców. Jedzenie to był zawsze mój wróg. Nie nauczyłam się gotować, jedzenie zamawiałam bo tak było szybciej i nie jadłam prawie nic wartościowego, same fast-foody, słodycze, no tragedia.
I potem urodziła się Młoda. W ciąży nie zmieniłam swoich nawyków żywieniowych, bo wiedziałam że szybko schudnę. Zawsze byłam chuda i mimo żarcia wszystkiego co najgorsze nie umiałam przytyć nawet kilograma. I nie byłam idealną mamą, kiedy rozszerzałam dietę Młodej. Nauczyłam się wtedy patrzeć na składy produktów, kupowałam jak najmniej przetworzone, próbowałam gotować zupy, kupiłam parowar-blender Aventa i  gotowałam jej warzywka i owoce na parze, i nie dawałam żadnych słodyczy. Jak teściowa kiedyś chciała jej dosłodzić jogurt naturalny z truskawkami jak miała 9 miesięcy albo dać jej ciasteczka do spróbowania to mało nie spadłam z krzesła z wrażenia. Powiedziałam że nie, ja jej nic nie dosładzam. Te babki to nie rozumieją że każde dziecko może zjeść niesłodki jogurt jak go tego nauczą rodzice. To proste jak budowa cepa, że dopóki ktoś nie spróbuje słodkiego smaku, to nie wie co to jest. Tylko w tej całej swojej mądrości nie zauważyłam, że to właśnie JA daje ciągle swojemu dziecku cukier - we wspaniałych produktach dla dzieci czyli kaszkach wiadomo jakich firm oraz słodkich herbatkach w granulkach również wiadomo jakich firm. Przecież jest napisane: "dla dzieci" to chyba musi być ok, co nie? Tak wtedy myślałam jak pewnie większość z nas. W herbatkach jest UWAGA około 97% cukru według moich obliczeń. Teraz mnie to przeraża, wtedy zwracałam uwagę na wszystko inne, a cukier nie wydawał mi się taki straszny, przecież wszędzie jest.

Do momentu kiedy zauważyłam że obecnie moja 4-letnia córka jest uzależniona od cukru. Zresztą ja też i dopatruje się tego w początkach mojego żywienia. Nie jadłam mleka z cyca tylko od początku modyfikowane, dwadzieścia kilka lat temu na pewno było słodzone, słodkie kaszki które uwielbiałam i do dzisiaj pamiętam ich smak, jak byłam większa to dosypywałam cukier do płatków z mlekiem (nawet do takich z lukrem :D) i słodziłam herbatę 3 łyżeczkami cukru, codziennie jadłam słodycze a jak nie było w domu to zawsze pozostawał cukier do jedzenia :P
Zawsze wiedziałam że nie będę wmuszać w córkę jedzenia, że nie będę dawać słodyczy dopóki nie zje obiadu i tak robię, ale nie wiedziałam że to zajdzie aż tak daleko, że ona codziennie chce cukier!! Herbaty już jej nie słodzę i umie wypić, do kaszy też nie pozwalam jej dosypywać cukru, jedynie syrop klonowy jak już nie wytrzymuje, ale często ją zagaduje i zapomina że nie słodkie ;) Niestety przestała z czasem jeść warzywa (czasem zje w zupie), z owoców je tylko jabłko, na szczęście je dużo makaronów i kasz pełnoziarnistych i chude mięso, placki i naleśniki z kaszami czy innymi ziarnami ale oprócz tego np. parówy i słodkie jogurty.
Da się oduczyć, ale prościej by było nigdy nie nauczyć. A przynajmniej zminimalizować ten cukier każdego dnia. Nie jestem takim schizolem, że nie pozwalam jej zjeść czekolady czy Kinder niespodzianki bo sama pamiętam jak się cieszyłam z kawałka czekolady za dziecka. Ale cukier podczas śniadania (w herbacie), obiadu (naleśniki ze słodkim serem) i kolacji (w kaszy) i w międzyczasie słodkie przekąski to na maksa przesada, dobrze że Młodej jadłospis tak nie wygląda ;) Ja sama też ograniczyłam wreszcie po tylu latach cukier, ale czasem mam jeszcze takie napady jakbym rok nie widziała słodyczy.
Trochę się rozpisałam, ale musiałam wyrzucić z siebie moją złość na to wszystko, producentów jedzenia dla dzieci, rodziców i babki które wciskają małym dzieciom syfiaste żarcie. Może przesadzam, nikt od tego nie umarł, mój mąż jak miał 3 mies to matka nakarmiła go krupnikiem i co żyje? Żyje. Ale czy to dobre było? Pewnie się biedny męczył później przez 3 dni, ale wszyscy się cieszą że mu smakowało i zjadł cały talerz o_O.
Zwracajmy od początku uwagę na to co jedzą nasze dzieci, bo to inwestycja w ich zdrowie na przyszłość!!


2 komentarze:

  1. Ja mam typowego niejadka w domu. Ale jakoś powoli ogarniam mojego 16-miesięcznego szkraba. Jak ciągnie ja do słodkiego (bo przecież mądre dziecko wie, gdzie matka trzyma pyszności) daję jabłko, gruszkę... owoc! Też słodkie :)
    Słodycz jeśli ładnie wszama obiad (ostatnio makaron, makaron... makaron!). Do picia woda:)
    Ja wychowana na frytkach wiem, że odżywianie ma wpływ na ciało i duszę. Teraz tylko zdrowo :)
    Fajny wpis :) Dowodzi tego, że nie tylko ja popełniłam kilka żywieniowych gaf, ale dobrze wiedzieć, ze można to naprostować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) pewnie te nasze gafy żywieniowe to i tak nic w porównaniu z tymi które popełniają tacy co pisałam na początku (herbata z cukrem i ogóry kiszone dla 6-miesięczniaka) więc nie jest źle ;)
      ja teraz zaczynam powolutku rozszerzać dietę półroczniakowi, na razie Młody próbuje po jednym warzywku albo owocku ale nic na siłę, nie mam ciśnienia bo go dalej karmię cycem ;) i nie daję mu tych słodkich zapychaczy..
      Pozdrawiam!

      Usuń